Koncert na trzy polskie zespoły z dodatkiem Steffena Möllera.
 

Ponad osiem tysięcy osób, 230 punktów świetlnych, kilkanascie ton sprzętu, "Elektryczne Gitary", "Wilki" i "Bajm" to wszystko złożyło się na drugą edycję "Koncertu Gwiazd", jaka odbyła się 24 października w Grugahalle w Essen. Konferansjerkę prowadził podobnie jak przed rokiem Steffen Möller, który sam w sobie jest instytucją artystyczną, a jego barwne opowieści przyprawiały o salwy śmiechu zgromadzonych w hali.

Amatorzy dobrej, polskiej muzyki zjechali do Essen na kilka godzin przed rozpocząciem koncertu. I to z najodleglejszych nawet zakątków Niemiec

Ewelina, lat 30, mieszkająca w Stammbach, maleńkiej wsi położonej niedaleko Zweibrücken, przyjechała ponad 300 kilometrów by posłuchać swych ulubionych wykonawców. Najpierw trafiła do swej zamieszkałej w Koloni matki, z którą od ponad 20 lat słucha polskich przebojów. Swe małe dzieci zostawiła pod specjalną opieką, bo jakże przepuścić taaakkkkąąą okazję do posłuchania tych kapel na żywo, które znała dotąd z płyt. Po krotkim odpoczynku wraz z mamą i ciocią ruszyła do Essen.

"Byłam w tym mieście pierwszy raz, ale ze znalezieniem hali nie mialam problemów. Jechałam wzdłuż grup ludzi, którzy z polskimi szalikami i polskimi piosenkami na ustach szli na koncert"

Już przed 15.00 przed halą tłum gęstniał, ale gdy rozpoczęto wpuszczanie, porządek był wręcz wzorowy.
Kilka minut przed 18.00 rozpoczął się koncert. Na scenie pojawiły się "Elektryczne Gitary".

Zespół słynący z osobliwej autoironii, miał początkowo kłopoty z nawiązaniem kontaktu z milcząca publicznością. Ale po kilku "kawałkach", gdy chwytliwe teksty i trafiająca do uszu słuchaczy muzyka przełamały przysłowiowe pierwsze lody, publiczność śpiewała już z "Elektrycznymi Gitarami" słowa ich najpopularniejszych piosenek.

Po koncercie lider zespolu Kuba Sienkiewicz powiedział mi, że bał się, że mogło być dużo gorzej, a wyszlo dużo lepiej.

Zabawa na dobre zaczęła sie jednak, gdy na scenie pojawiły się "Wilki". Grupa występowała po raz pierwszy w Niemczech, jednakże jej piosenki są znane wielu starszym i młodszym amatorom muzyki, mieszkającym w Niemczech. Toteż nie brakowało wspólnych śpiewów, tanców i długich owacji. Zgromadzeni w hali widzowie długo czekali na bodaj najpopularniejszy przebój zespołu "Baśkę", którą glośno wyśpiewali wraz z liderem zespołu Robertem Gawlińskim. Wydawało się wówczas, że emocje sięgnęły szczytu. Nic bardziej mylnego. Hala oszalała zupełnie chwilę poźniej, gdy podczas wykonywania utworu "Urke"na scenie pojawił się Thomas Godoj i zaśpiewał ten znakomity utwor wraz z zespołem. Nic dziwnego, że publiczność długo i głośno domagała się bisow .

O tak udanym debiucie "Wilki" chyba nie marzyły.

Następnie na scenie pojawiła się Beata Kozidrak i zespół Bajm. Ta grupa to weterani polskiej sceny muzycznej, którzy, jak powiedział mi manager zespołu Andrzej Pietras, po raz enty byli w Niemczech, ale zawsze chętnie tu przyjeżdzają i śpiewają. Dla wielu zgromadzonych w Grugahalle to właśnie "Bajm" był tym zespołem, na który najbardziej czekali. I nie zawiedli się. Beata Kozidrak, będąca w znakomitej  formie przypomniała wszystkie największe przeboje grupy, które wyśpiewała z dużą pomocą rozbawionej do granic możliwości publiczności. A gdy na zakończenie występu Beata zaśpiewała przeboj, zaczynający się od słów "Nie ma, nie ma wody na pystyni...." zabawa sięgnęla apogeum. Nic dziwnego, że publiczność długo jeszcze po koncercie grupy klaskała i prosiła o więcej. Ale czas płynął nieubłaganie, a "Bajm" już w niedzielę w porannych godzinach odlatywał do Warszawy. Stąd zabrakło piosenek na bis. 

Podsumowując koncert należy powiedzieć,że był on kolejną udaną okazją do spotkania z polską muzyką, polskimi zespołami i przebojami. Na scenie Grugahalle wystapiły te kapele, które znajdują się w czołowce polskiej pierwszej ligi piosenki, a przybyła publiczność doskonale się bawiła.

Ewelina, którą spotkałem po koncercie, powiedziała mi, ze poszalała jak "młodzieżowka" i choć tęskni do dzieci, to z żalem żegna się z halą Gruga. "A na następny koncert za rok znów przyjadę" - powiedziała z zacięciem.

Druga rzecz, o której należy wspomnieć, to znakomite efekty świetlne, które towarzyszyły piosenkom na scenie. Główny organizator koncertu, Krzysztof Winczura z agencji AC-Creative długo przed koncertem mowił mi, że postara się o światło i efekty, jakie trudno zobaczyć na innych scenach podczas prezentacji polskiej muzyki w Niemczech. I w pełni mu sie to udało. Można bez większej przesady powiedzieć, że właśnie efekty świetlne w dużym stopniu budowały nastrój dobrej zabawy w czasie występów polskich grup.

A niektóre powodowały wręcz, że chciało się wraz z kolorowymi obrazami "odpłynąć" w krainę nieskończonej zabawy.

I na koniec informacja nader pozytywna, bedąca zarazem ukłonem w stronę publiczności. Podczas koncertu nie zanotowno żadnych burd, nie widywało się osób stąpających na glinianych nogach, od których łatwo można było wyczuć woń alkoholu i które to osoby śpiewały piosenki nie z tego akurat koncertu. To także trzeba zapisać na plus organizatorom. Jedynym mankamentem, nie dla wszystkich zauważalnym, była zbyt mała ilość miejsc dla palaczy podczas przerw, ale po pierwsze z tego nałogu można się wyleczyć, a po drugie zrezygnować z "dymku" przynajmniej na tych kilka godzin.
I to praktycznie było by wszystko na temat tego koncertu, który przeszedł już do historii. A że za rok miłośnicy dobrej polskiej piosenki będą mieli okazję znów spotkać się w Grugahalle, w to akurat nie wątpie. Kolejna edycja odbędzie się 9 października 2010.

Wieslaw Kutz 

Sponsor premium:



Sponsorzy główni



 
 


Sponsor medialny
Sponsorzy